Nie jesteś zalogowany na forum.
-Dobry pomysł wiesz, ale nie to miałem zamiar zrobić. I uspokoj się. Chyba że chcesz resztę podróży spędzić w ciasnym bagażniku.
Offline
W moich oczach pojawiły się łzy.
- Jesteś chory! - krzyknęłam i tak naprawdę zrozumiałam, że nie wiedziałam, co chodziło mu po głowie. Przez cały ten czas mógł być cholernym psychopatą, czyhającym na moje życie, a ja... Nie. To zdecydowanie alkohol. Ten ciota nie nadawał się na zabójce. Położyłam się na siedzeniu i nogami zaczęłam uderzać o szybę, aż ta nie puściła. Stopy mi się pokaleczyły, ale nie mogłam tu zostać. Wychyliłam się przez połowę okna. Naprawdę miałam zamiar skakać?
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Zatrzymałem się gwałtownie.
-Murph!-Spojrzałem na nią i pociagnalem do siebie.-Zwariowalas?!
Offline
- Puść mnie! - krzyknęłam przerażona. - Boże, dlaczego ja tyle piłam?! Nie jestem w stanie ci nic zrobić, wszystko mieni mi się przed oczami! - Zamknęłam je, aby przez chwilę wszystko się uspokoiło, ale nic z tego. Wciąż panował chaos.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
-Uspokój się Murph...
Poglaskalem ja delikatnie po plecach.
Offline
- Dlaczego nie chcesz zostawić mnie w spokoju? - Załkałam. - Boże, idź sobie. Nie lubię cię, nie chcę cię tu, więc co tu robisz? - pytałam załamanym głosem. Oparłam głowę na jego piersi, zupełnie nie wiedziałam, co się ze mną działo. - Nienawidzę cię, Aleksandrze.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
-Wiem, że mnie nienawidzisz Murph..-Galskalem ja po plecach. -Nie płacz..-Patrzyłem na nia.
Offline
- Chcę do domu - poprosiłam, łamiącym się tonem. Otarłam łzy z policzków i z trudem powstrzymywałam dreszcze. - Zabierz mnie do domu, frajerze - powiedziałam dobitniej, wciąż trzęsącym się głosem.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
-Jasne, ale nie wyskakuj z auta.-Poprosiłem i dałem spowrotem do tyłu. Ruszyłem w dalszą drogę, do domku w lesie.
Offline
Skuliłam się w kłębek, nucąc coś pod nosem. W pewnym momencie straciłam poczucie czasu. Jechaliśmy i jechaliśmy, a ja robiłam się coraz bardziej śpiąca, aż w końcu zasnęłam.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
W końcu zatrzymałem się w lesie, koło bardzo małego domku. Wyjalem Collins z samochodu i zanioslem do domku. zamknąłem go i obudziłem Murph.
-Ej, jesteśmy w domu. Obudź się.
Offline
Do moich nozdrzy doszła wilgoć, a zaraz za nią kurz. Zaczęłam kaszleć, w dodatku ktoś do mnie mówił, wszystko słyszałam przez mgłę. Otworzyłam oczy i napotkałam ścianę. Gwałtownie się podniosłam i odsunęłam w tył, jednak tam również wpadłam na ścianę. Za ciasno. Zbyt ciasno.
Zamrugałam szybciej i próbowałam wstać, lecz alkohol, który wciąż utrzymywał się w moim organiźmie, działał.
Oddech mi przyspieszył, widziałam, jakby sufit miał mnie zaraz przygnieść.
- Muszę stąd wyjść. Natychmiast - wysapałam i poderwałam się w stronę drzwi, ale te były zamknięte. Zaczęłam w nie uderzać pięściami, ale ani drgnęły. - Boże, nie. Nie, nie, nie, nie.... - Cholera, czemu to nie miało okien?! Obkręciłam się wokół, lustrując wszystko wzrokiem, ale to wcale nie pomogło. Dostałam mocnych zawrotów głowy, panika ogarnęła moje ciało.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Zasmialem się i obserwowałem dziewczynę.
-Ooh czyżby Collins się bała?-Zakpiłem.
Zemsta idealna.
Offline
Wzięłam głęboki oddech, ale to nic nie dało. Poczułam ten dawny uścisk w klatce piersiowej, o którym zdążyłam zapomnieć. Który dawał znać przy każdym następnym oddechu. Uchyliłam powieki, ale chciało mi się płakać. Te ściany... One się zbliżały coraz bardziej. Serce mi przyspieszyło, nie byłam w stanie kontrolować jego rytmu. Obtarłam dłonią czoło, które zdążył pokryć zimny pot. Wciąż nie wiedziałam, kto do mnie mówił, nie zwracałam na to uwagi, gdzie przede mną wszystko malało razy trzy.
- Otwórz te cholerne drzwi... proszę... - Z trudem udało mi się coś powiedzieć, oddech zrobił się płytki i drżał. Ramiona pokryły mi się gęsią skórką, w dodatku całym moim ciałem wstrząsały dreszcze. Nienawidziłam sytuacji, w których cholernie się bałam.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
-Nie. To jest zemsta za upokorzenie mnie. Nie wyjdziesz stąd do rana.
Offline
Serce biło mi tak szybko, jak nigdy. Na codzień unikałam takich pomieszczeń, ale teraz? Teraz ten ktoś przesadził. Nie potrafiłam sobie poradzić z tym sama, wszystko robiło się tak cholernie małe. Zapomniałam jak się oddychało, niemal się nie zakrztusiłam śliną, aż opanowało mnie dziwne uczucie gorąca, przed oczami zrobiło mi się ciemno. W jednej chwili poczułam, jak moja głowa opada na zimną posadzkę, a w drugiej stałam i przerażona wpatrywałam się w swoje ciało na ziemi i szok na twarzy mężczyzny.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
-Murph?!-Podszedłem do niej przestraszony i sprawdziłem oddech oraz tętno. Nie oddycha, serce nie bije... Przypomnij sobie kurs pierwszej pomocy. Wziąłem uspokoajajacy wdech i zrobiłem masaż serca. /Nie umieraj!/
Offline
Chodziłam wściekła po pomieszczeniu, kopiąc wszystko i rzucając na boki.
- Kurwa, obiecuję ci tutaj frajerze jeden, że jak tylko mnie ożywisz, to tak dostaniesz po ryju, że nigdy więcej się do mnie nie zbliżysz na krok. Ty to jakiś jebnięty jesteś, kurwa, przez ciebie umarłam! - krzyknęłam wściekła, i uderzyłam go dłonią w twarz, ale ta przeszła na wylot. - Zajebiście, teraz nawet porządnie cię uderzyć nie mogę! - wrzasnęłam. - Jeśli zaraz mnie nie uratujesz, to zrobię ci takie paranormal activity, że się kurwa posrasz - warknęłam. - Na co czekasz, rób ten pieprzony masaż serca! No dalej, nawet mnie pocałuj, jeśli to sprawi, że będę żyła! Aghr, nienawidzę cię frajerze, Boże, jaką ja mam ochotę cię zabić w tym momencie! No ratuj mnie, nie patrz się tak idioto na moje cycki! Zaraz szału dostanę, rób te usta usta, bo czuję, jak mnie światłość wzywa! - krzyczałam wściekła, ale on naprawdę wyglądał, jakby chciał mnie zabić. - I otwórz te cholerne drzwi następnym razem, pieprzony chuju bobrze!
Nie byłam w stanie powiedzieć ile tak stałam i wrzeszczałam na niego, ale w pewnym momencie poczułam, jak coś mnie wciąga i wciąga coraz bardziej, aż... zniknęłam.
Zaczęłam się krztusić i głośno kaszleć. Boże, ja żyję...?
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Westchnalem z ulgą.
-Żyjesz...
Offline
Uchyliłam powieki i pierwsze co zobaczyłam to twarz tego idioty, który się nade mną pochylał. Czułam się... dziwnie. Nie, dziwnie to mało powiedziane. Ja umarłam. Nie żyłam. Byłam martwa.
Nie wiedziałam, co mną kierowało, ale już na pewno nie alkohol. Uderzyłam go z całej siły w twarz, starając się, aby panika znów mną nie zawładnęła.
- Otwórz te pieprzone drzwi - powiedziałam z trudem. Wzrok trzymałam na jego buzi, nie chialam patrzeć na te zbliżające się ściany, mimo iż czułam jak nie zaraz dopadną.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
-Zasluzylem-Mruknalem i otworzyłem drzwi.
Offline
Widząc moją szansę, mój jedyny ratunek, poderwałam się i natychmiast pobiegłam, rzucając się na trawę. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy, ale ze szczęścia. Nie wierzyłam, że kiedykolwiek to powiem, ale kochałam moje życie. W chwili śmierci dotarło do mnie jak bardzo było dla mnie ważne. Ile rzeczy nie zdążyłam zrobić i ile słów nie zdążyłam powiedzieć. Przekręciłam głowę w bok, wiedząc, że powinnam mu o tym powiedzieć już dawno temu.
- To nie tak, że cię nienawidziłam. Twoje zachowanie i odzywki denerwowały mnie. Nawet cię lubiłam, Aleksandrze. - Wstałam, a moja twarz znowu stała się kamienna. Spojrzałam na niego z pogardą. - Ale teraz? Teraz jest to czysta nienawiść. Zabiłeś mnie, dobrze wiedziałeś o moim lęku! - Uniosłam głos, lecz dalej kontynuowałam z niewzruszoną miną. - Teraz naprawdę cię nienawidzę. Jesteś dla mnie nikim, White - wyplułam te słowa z odrazą i odeszłam przed siebie, czując się strasznie pusta w środku. Jakby moja dusza została na zewnątrz.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
-Zgubisz się..-Pokrecilem głową.-Poza tym skąd mogłem wiedzieć że aż tak będziesz się bać.-Patrzyłem na nią jak odchodzi.
Offline
Właśnie skończyliśmy Flashmob. Przyjechało kilka radiowozów więc musieliśmy szybko wtopić się w tłum. Rozbiegliśmy się w różne strony. Założyłam w biegu bluzę przez co wpadłam na kogoś.
- Przepraszam...- podniosłam głowę i zobaczyłam Jari'ego.- Oh... Hej...
"Problemem nie jest problem. Problemem jest twoje podejście do problemu."
Życiowy cel? Złamać wszystkim nosy!!
Offline
-Cześć-Usmiechnalem się.-Gdzie tak pedzisz?
Offline