Nie jesteś zalogowany na forum.
-No przecież wiem. Zajmowałem się moja 2 letnia siostrą, jak miałem 7, więc teraz też sobie poradzę. Poza tym Louis jest bardzo grzecznym chłopcem.
Offline
- Mhm, widzę. - Kiwnęłam głową, zamykając notes. - Ostatnio na weselu dziwnie się zachowyeałeś... Już jest okej?
Trwaj tylko w słońcu, bo w cieniu nie rośnie nic pięknego.
W każdym spojrzeniu kryje się tajemnica, którą nie każdy może rozwiązać.
Offline
-Tak. Ale ze dziwnie w jakim sensie? Chodzi ci o Murph?-Spytałem. Louis wrócił i dał dziewczynie to o co prosiła, oraz oddał resztę.
Offline
- Dzięki, młody - mruknęłam. - Ogólnie. Chodzi mi o całokształt. Ale skoro jest okej, to nie drąże tematu - stwierdziłam. - Wpadnij do mnie niedługo to pogadamy jakoś dłużej. Teraz muszę już zmykam - mruknęłam do Aleksa wstając.
Trwaj tylko w słońcu, bo w cieniu nie rośnie nic pięknego.
W każdym spojrzeniu kryje się tajemnica, którą nie każdy może rozwiązać.
Offline
-Zostawiasz mnie...?-Patrzyłem na April. Na chwilę przeniosłem wzrok na młodego, który przytulil się do mnie. Objalem go. A później znów na April.
Offline
- Muszę zrobić zakupy. Właśnie sobie o tym przypomniałam. - Uniosłam do góry rożek z lodami. - To moje śniadanie, trochę niezdrowo. - Skrzywiłam się. - Do zobaczenia!
Trwaj tylko w słońcu, bo w cieniu nie rośnie nic pięknego.
W każdym spojrzeniu kryje się tajemnica, którą nie każdy może rozwiązać.
Offline
-Dostanę całusa na pożegnanie?
Offline
- Innym razem! - Rzuciłam rozbawiona przez ramię i odeszłam.
Trwaj tylko w słońcu, bo w cieniu nie rośnie nic pięknego.
W każdym spojrzeniu kryje się tajemnica, którą nie każdy może rozwiązać.
Offline
Siedziałam na oparciu ławki, trzymając w dłoni w połowie wypalonego papierosa. Dym buchał mi w twarz, ale był przyjemny. Na tyle przyjemny, żeby nie zaprzestać tym działaniom.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Wracałem z Louisem do domu. Zobaczyłem Murph na jeden z ławek w parku. Podszedłem do niej.
-Cześć Collins.
Offline
- Spieprzaj, White. - Nawet nie obrzuciłam go spojrzeniem, dalej wpatrywałam się tępo przed siebie. - Przygarnąłeś dzieciaka, a nawet siostrzyczki nie umiesz utrzymać na krótkiej smyczy? - Prychnęłam.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Wywrocilem oczami.
-Nie bądź wredna co... Przepraszam.
Offline
- Wiesz co jest bardziej irytujące od ciebie? - Włożyłam papierosa do ust, wydmuchując dym nosem i przy okazji odchylając głowę do tyłu. - Irytujący ty z dzieckiem. Zabierz tego bachora stąd - burknęłam.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
-Jestem Louis.-Mruknal młody.
Pokrecilem głową
Offline
Zgromiłam wzrokiem dzieciaka, który skulił się pod moim spojrzeniem. Brrr.
- Nie interesuje mnie to, jak się nazywasz. Nie mam zielonego pojęcia, co White sobie myślał, gdy cię przygarnął.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
-Collins!-Warknalem.
Offline
- I co, hm?! Przyszedłeś po to, aby się na mnie drzeć?! - krzyknęłam, wyrzucając papierosa w prawo. Moje źrenice się rozszerzyły, krew pulsowała w żyłach.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
-Nie.-Powiedziałem spokojniej. Obserwując ją. Louis schował się za moimi nogami.
Offline
- Także dowidzenia. - Przyciągnęłam szalik do szyi, mocniej się nim owijając. - Nadal tu jesteś? Zabierz małego do budy, bo suczka się stęskniła - warknęłam, mając to dość.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
-Nie bądź taka, Louis nic ci nie zrobił.
Offline
- Wystarczy, że tu stoi i oddycha. Zabierz to z mojej drogi - burknęłam, stając przed nim. Spojrzałam na wyrzutka, zniesmaczona.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Pokrecilem głową.
-Collins, Collins...-Spojrzałem na nią i przezucilem ja sobie przez ramię.
-Chodź Louis.-Ruszyłem do domu, trzymając dziewczynę tak by mi nie uciekła i nie mogła za bardzo poruszać nogami.
Offline
W tym momencie byłam zadwolona, że nic dzisiaj nie jadłam. Szalik tarzał się po ziemi.
- Przysięgam, że coś co zrobię, jeśli mnie zaraz nie puścisz, White! A na pierwszy ogień pójdzie ten mały bachor - syknęłam.
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline
Zaśmiałem się.
-Puszcze Cię gdy przeprosisz i przestaniesz się tak zachowywać.
Offline
- Bawisz się w groźby? - Zmarszczyłam brwi i zaczęłam wierzgać nogami. - Ugh, Zostaw mnie!
"Jak komuś życie krzywo się ułożyło (...) i jest sam, to robi się trochę dziwny i nieraz głupie pomysły przychodzą mu do głowy."
Offline